"Ptaki śpiewają w Kigali". Krzycząc szeptem po końcu świata
Punktem wyjścia zainteresowań małżeństwa Krauzów tematem ludobójstwa w Rwandzie stało się opowiadanie Wojciecha Albińskiego "Czy ktoś z państwa popełnił samobójstwo". W 1994 roku doszło tam do okrucieństwa wskutek czystek etnicznych. Zamordowano niemal dwie trzecie społeczności Tutsi w kraju. To nie był najazd obcych. Rwandyjczycy zrobili to sami. Niezrozumiała, niewytłumaczalna klęska humanizmu.
Film fabularny "Ptaki śpiewają w Kigali" nie referuje tych wydarzeń. Krauzowie w swym ostatnim filmie pokazują, co dzieje się z ludźmi po końcu świata, jak ciężko przetrwać po katastrofie. Postawili na namysł zamiast scen przemocy, na metaforę w miejsce dosłowności. Efekt jest znakomity. Powstało dzieło zdyscyplinowane reżysersko, wspaniale sfilmowane i zagrane. A w obsadzie również nasz aktor Witold Wieliński jako "Witek - lekarz, przyjaciel Anny Keller (Jowita Budnik), którego wyróżnił słowami "Good job" sam Ken Loach.
Nowy kontekst obrazu dopisała rzeczywistość. To historia "Innego", bo jak pisał Ryszard Kapuściński <Wiek XXI. będzie wiekiem "Innego">. Mocny komentarz do współczesnej sytuacji politycznej w Europie. Film "Ptaki śpiewają w Kigali" reaguje na najnowszy wybuch nietolerancji, przyzwolenie na nienawiść i obojętność na cierpienie innych.
W filmie "Ptaki śpiewają w Kigali" Witold Wieliński wciela się w jedną z pierwszoplanowych ról (Witek - lekarz, przyjaciel Anny Keller).
